aaa4 |
Wysłany: Śro 14:05, 04 Kwi 2018 Temat postu: |
|
ani z twoimi ludzmi. Zalatwialem swoje sprawy, kiedy ten pajac zgarnal mnie z ulicy. Jesli
natychmiast mnie nie wypusci, gorzko tego pozaluje... I ty tez, poniewaz jestes jego szefem.
Grazzini usmiechnal sie.
-W zaistnialej sytuacji nie mozesz nam grozic ani mowic o urazach. - Jego glos zabrzmial gniewnie. - Zabiles mojego szwagra i jednego z moich kuzynow.
-Kto byl twoim kuzynem?
-Nazywal sie Vico Di Marco. Byl ochroniarzem szwagra. I naszym zolnierzem. Splonal razem ze szwagrem i dwoma innymi zolnierzami w Cadillacu w Rzymie.
Creasy skinal glowa.
-A wiec zginal na posterunku, probujac obronic szefa. Nic do niego nie mialem. Bylem tylko narzedziem.
-Nie lubimy takich "narzedzi" - prychnal gniewnie Grazzini. - Nigdy nie wybaczamy tym, ktorzy wypowiadaja nam wojne. Zemszcze sie na tobie. Ale najpierw bedziesz mowil.
Creasy naprezyl ramiona i zapytal spokojnie:
-O czym chcesz rozmawiac?
-Chce wiedziec, co robisz we Wloszech. Czego tu szukasz, z kim wspolpracujesz i gdzie masz baze, w naszym kraju i za granica.
-Wszystko wam powiem - odparl Creasy. - Z wyjatkiem tego, gdzie mam zagraniczna baze.
Grazzini i Abrata spojrzeli na siebie zdumieni. Byla to szokujaca odpowiedz.
-Ale bede rozmawial tylko z toba, Grazzini - kontynuowal Creasy. - Pozostali musza
wyjsc.
-Nie ma mowy - odezwal sie natychmiast Abrata. Creasy patrzyl caly czas na Grazziniego, ktory powiedzial po chwili milczenia:
-Gino, badz tak dobry i zostaw mnie z nim na kilka minut... Mowil takim tonem, jakby prosil o przysluge, ale w istocie byl to rozkaz. Abrata o malo nie wybuchnal gniewem, po chwili jednak rzekl spokojnie:
-On probuje swoich sztuczek. Jest cholernie sprytny. Nie zapom |
|