aaa4 |
Wysłany: Śro 14:08, 04 Kwi 2018 Temat postu: kurczak |
|
Creasy'ego oswietlal pojedynczy reflektor, zawieszony w przeciwleglym rogu pokoju. W mroku stalo dwoch ochroniarzy. Zmieniali sie co dwie godziny. Powiedziano im, ze choc Creasy jest zwiazany i unieruchomiony, musza byc czujni. Mogl ich zaskoczyc, jak smierc w zimowa noc. Siedzial z opuszczona glowa, stosujac taktyke, ktorej nauczyl sie przed wielu laty. Byl na wpol uspiony, ale jego umysl pracowal. Przestal juz robic sobie wyrzuty z powodu wlasnej lekkomyslnosci. Oczywiscie, ze powinien byl zachowac wieksza ostroznosc, nie nocowac dwa razy w tym samym hotelu, zwrocic uwage na zaparkowany przy krawezniku samochod i przyczajonych w poblizu mezczyzn. Ale to nalezalo juz do przeszlosci. Przypomnial sobie z gorycza, jak pouczal Michaela w Marsylii. Sam popelnil rownie powazny blad. Pomyslal o Michaelu. Wiedzial, ze jest juz we Wloszech i poszukuje go. Na pewno zbierze ekipe, o jakiej marzy kazdy dowodca. Zastanawial sie, jak nia pokieruje.Potem pomyslal o Grazzinim. Slyszal o tym czlowieku. Pochodzil z polnocy i roznil sie od tych bydlakow z Kalabrii i Sycylii, ktorzy w pogoni za narkodolarami zapomnieli dawno o honorze. Grazzini byl stosunkowo mlody. Postepowal z pewnoscia bezwzglednie, ale potrafil oddzielic interesy od spraw rodziny. Czy Michael to zrozumie? A jesli nie, czy Guido albo Satta potrafia mu to wytlumaczyc?
W zbolalym umysle Creasy'ego zaswitalo przekonanie, ze Michael pokieruje akcja, ze otaczajacy go twardzi i doswiadczeni ludzie podporzadkuja mu sie, widzac w nim odbicie
swego dawnego przywodcy.
Na mysl o dziewczynce, ktora wyslal na Gozo, scisnelo mu sie serce. Miala teraz brata, ale przede wszystkim potrzebowala ojca. Pomyslal znow o Grazzinim. Wiedzial, ze prowadzac oficjalnie firme budowlana handluje narkotykami, wymusza haracz i przekupuje urzednikow, ale nie zajmuje sie prostytucja. Wiedzial, ze Grazzini go nie cierpi i ze triumfowalby, mogac osobiscie go usmiercic. Wiedzial juz tez, jak sobie z nim poradzic.
37
Michael byl bardzo spiety. Wiedzial, ze dzieki sile swej osobowosci i synowskiemu przywiazaniu do Creasy'ego zdolal podporzadkowac sobie grupe twardych i doswiadczonych ludzi. Wiedzial tez, ze slyszeli o jego najwiekszym wyczynie: precyzyjnym strzale w ramie terrorysty z odleglosci pieciuset metrow. Sukces Michaela byl tym wiekszy, ze gdy pociagal za spust, Creasy lezal tuz obok z takim samym wyborowym karabinem, ustapil mu jednak pierwszenstwa. Michael wiedzial, ze w oczach takich ludzi jak Maxie, Miller, Callard, Satta czy nawet Guido zasluguje na szacunek. Nie mial jednak jeszcze dwudziestu lat i czul duze psychiczne obciazenie. Kompensowala je nienawisc do tych, ktorzy wiezili jego ojca.Learjet wyladowal na lotnisku. Siapil deszcz. Prognozy zapowiadaly chlodny, ale sloneczny dzien. Byla czwarta rano. Niewielkie lotnisko znajdowalo sie ponad dwadziescia kilometrow na wschod od miasta i obslugiwalo wiekszosc krajowych lotow czarterowych. Michaela zapewniono, ze wynajmujac samolot musi zalatwic tylko drobne formalnosci. Samochod z migajacym na dachu swiatlem doprowadzil Learjeta do jasno oswietlonego hangaru. Podjechala tam natychmiast duza limuzyna. Michael i jego ludzie wyszli po schodkach z samolotu. W ciagu minuty wypakowali podreczny bagaz i torby ze sprzetem.
Po godzinie dotarli do kryjowki na polnocnych przedmiesciach Rzymu. Byl to jeszcze jeden przecietny dom w nieciekawej okolicy. Drzwi otworzyla im, tak jak przedtem, starsza kobieta, nie okazujac wcale zdziwienia na widok przybywajacych o tak wczesnej porze pieciu obcych mezczyzn.
Dostali zamowiony przez Michaela ubior ksiedza, wozek inwalidzki i dokladny plan miasta Bracciano Lago. Otrzymali tez mapy, na ktorych zaznaczono alternatywne drogi dojazdowe z Bracciano do ich kryjowki. Gdy usiedli wokol stolu w kuchni, staruszka przyniosla im dzbanek kawy, a Michael omowil raz jeszcze szczegoly planu.
Kiedy skonczyl, Miller stwierdzil:
-Plan jest dobry i prosty, ale niepokoi mnie jedno. Wysylasz Jensa na pierwsza linie. Nie ma zbyt duzego doswiadczenia. Moze poslalbys mnie, Rene albo Sowe?
Michael pokrecil glowa i usmiechnal sie.
-Jens bardziej wyglada na ksiedza... moze troche otylego. Wiemy, ze bedzie tam co najmniej jeden ochroniarz. Mamy jego rysopis. Kreci sie zwykle w poblizu kosciola, gdy staruszka jest w srodku. Zajmiesz sie nim, Frank, kiedy ona wyjdzie. Rene bedzie czekal w jednym z wozow, zeby cie zabrac, gdy ja wkrocze do akcji. Zabij tego ochroniarza tylko w razie koniecznosci.
-Przypuszczam, ze nie bedzie innego wyjscia - wtracil Rene. - W koncu pilnuje matki Grazziniego. Jezeli pozwoli, by ja porwano, tak czy inaczej zginie.
-Mozliwe - przyznal Michael - Ale jest jej ochroniarzem od bardzo dawna... od kilku lat. Nie spodziewa sie, ze ktos ja zaatakuje, wiec nie bedzie zbyt czujny. Moze Frank zdola go ogluszyc.
-Zobacze, co sie da zrobic - stwierdzil Miller.
Michael powiedzial do Sowy:
-Poprowadzisz drugi samochod i zabierzesz mnie, Jensa i te staruszke. - Zwracajac sie
do calej grupy dodal: - Bierzemy tylko pistolety. Bedzie je latwiej ukryc, gdybysmy jadac do
Bracciano trafili na policyjna blokade.
Sowa po raz pierwszy zabral glos:
-A jesli natkniemy sie na nia w drodze powrotnej?
-Bedziemy strzelac - odparl lakonicznie Michael. - Oczywiscie, gdybysmy mieli wiecej czasu i ludzi, moglibysmy staranniej wszystko zaplanowac i zorganizowac kryjowke gdzies blizej. - Wzruszyl ramionami i spojrzal na zegarek. - Ale nie mamy czasu. Musimy dzialac przez zaskoczenie i szybko uciekac. Na drogach bedzie dosc duzy ruch. Policja nie zechce zapewne robic blokady. - Siegnal do stojacej na podlodze torby i rozdal wszystkim radiotelefony. Gdy je sprawdzili, Michael polaczyl sie z Maxiem. Jego glos byl troche znieksztalcony, ale dostatecznie wyrazny.
Michael powiedzial cicho do mikrofonu:
-Ruszamy mniej wiecej za godzine. Badzcie na miejscu przed dziewiata i zameldujcie sie.
-W porzadku... - odparl Maxie. - Powodzenia. |
|